h1

F.U.C.K.T.#10: Spyro: Enter the Dragonfly

3 stycznia, 2010

Oho, mamy ostatnio szczęście. Berion był na tyle mocno męczony przez wenę, że zaopatrzył nas w kolejny swój tekst. Tym razem wyruszył do krainy gier trochę starszych, które próbują postawić na nogi zapomniane już serie. Godna pochwały to droga, ale czy usłana różami? Sprawdźcie.

====================================================

Czasy to ciężkie nastały. Gry platformowe na duże konsole praktycznie wyginęły albo zmutowały do wynalazków pokroju Jak 2/3, Ratchet and Clank czy choćby Mario Sunshine. Stare serie jeśli nie ewoluowały, to wyginęły lub zmieniły developera. Taką grą jest właśnie Spyro: Enter the Dragonfly.

Insomaniac, podobnie jak Naughty Dog, postanowiło sprzedać swoją flagową serię. Nie ma co ukrywać, i Crashowi i Spyro odbiło się to czkawką. Co zatem skłoniło mnie do dłuższej sesji z tą grą? Jak można wywnioskować z powyższego akapitu, posucha na rynku.

Co zaoferowali nam Equinox Digital Entertainment i Check Six Studios? Jako, że nie mam w zwyczaju stosować się do ogólnie przyjętych zasad języka polskiego, zacznę nietypowo, bo od wad. Fabuła, jak można było się spodziewać, jest typowa, standardowa, wręcz sztampowa. Rypto powrócił, pozbawiając wszystkie smoki ich ważek. Sparxowi jednak się udało i razem z dzielnym Spyro ratują świat. Co z dialogami? A jakże by inaczej – nędzne, pozbawione jakiegokolwiek humoru i wyprane z emocji, ale przynajmniej nie więdną już uszy od „efektu plucia pestkami”. Muzyka też nie jest najwyższych lotów – ot, taka nijaka, ani nie porywa, ani zbytnio nie przeszkadza. Grafika? Tutaj lekkie zaskoczenie – gra śmiga w wysokiej jak dla PS2 rozdzielczości… a raczej śmigałaby, gdyby developerzy zatroszczyli się o stały framerate. Spadek klatek animacji jest na porządku dziennym i potrafi chrupnąć nawet do 15fps. Tekstury nie powalają, modele 3d również, zaryzykowałbym stwierdzenie, że są żywcem wyjęte z PSXowych wersji (może za wyjątkiem samego Spyro). Loadingi, choć nie występują często, trwają blisko 30s! Można spokojnie wyjść zrobić sobie kawę/herbatę, jedną, dwie, wrócić, wypić, a level dalej będzie się wczytywał. Dochodzimy w końcu do gwoździa programu: błędy w kolizji obiektów. Potrafią występować w częstotliwości przekraczającej zdrowy rozsądek i są tak absurdalne, że graczowi zaczynają się robić zakola od łapania za głowę. Nie wiem jak developerom udało się przemycić grę w stadium milestone do retail, ale jest to sztuka, jakiej nie powstydziłoby się chyba nawet samo 989 Studios.

Przyszedł czas na plusy – wbrew pozorom jakieś są. Pierwszym z nich jest kilka zmian w systemie rozgrywki. Oczywiście zbieranie pierdół z podłogi to nadal podstawa rozgrywki (i dobrze, to m.in. kochamy w platformerach), doszły jednak upgrade’y smoczego wyziewu. Spyro może zamrażać przeciwnika, podpalać, razić piorunami itp. Nie ma co prawda w związku z tym jakiejś globalnej interakcji z otoczeniem (można np. spalić kępy trawy i takie tam drobiazgi), ale za to każdy z nich oddziałuje na przeciwników w odmienny sposób (vide „bąblowanie” sparxów). Artyści koncepcyjni i projektanci poziomów też spisali się na medal (np. niezły Clouds 9 czy Thieves Den) – szkoda, że ich wysiłki zniweczyli programiści i graficy 3D.

Drogi graczu, jeśli myślisz, że niniejsza odsłona Spyro, to kawałek guano, na który nie warto wydać złotówki to… nie będę Ciebie wyprowadzać z błędu. Nie ma co się oszukiwać, to nie jest już ten Spyro, co kiedyś, to nie jest nawet ten Spyro, w którego miło się gra. Niemniej jednak, dla młodszych odbiorców gra jest jak znalazł – jest prosta, nieskomplikowana, powiedziałbym: oldschoolowa.

Trochę myślałem nad ocena końcową i nie mogłem się zdecydować. Podzielmy to sobie:
– dla niedzielnego gracza, dziecka – 5/10
– dla gracza, który już nie jedno widział – 2+/10
– dla podstarzałego fana Spyro, który nie ma w co grać ;) – 4/10

Berion

4 Komentarze

  1. I w ten sposób zabijana jest kolejna klasyka, czasem po prostu takich tytułów nie powinno się ruszać. Niestety pieniądz nie ma litości dla przeszłości ;)


  2. Następne z gry ze Spyro w roli głównej są całkiem niezłe.


  3. Czy ja wiem? Kolejne Spyro (nie wliczając „A Hero’s Tail”, który całkiem nieźle wypada! (choć już nie tak nieźle jak te z PSXa ofc)) zmieniają konwencję z typowego platformera (pod którym pojęciem rozumiem podział świata na strefy, zbieranie szmelcu, ewentualne questy i przede wszystkim swoboda w kolejności ich odwiedzania (‚bactracking pozytywny’ też)) na coś w rodzaju slasha: „idź i nap*j”. Zyskały jedynie na fabule (klimat, powaga, filmowość).

    Tyle. Przykro mi cholera, że takich gier już NIE robią. Może Sly4 da radę… oby!


  4. […] Czy konsole powoli stają się pecetami? F.U.C.K.T.#8: Powrót do życia F.U.C.K.T.#9: Wipeout HD F.U.C.K.T.#10: Spyro: Enter the Dragonfly F.U.C.K.T.#11: Army of Two: The 40th Day F.U.C.K.T.#12: Professor Layton and the Casual Gamer […]



Dodaj komentarz